wtorek, 23 lutego 2016

Halo.halo

Dzisiejszy dzień nie był szalony. Od rana do 16 wykłady. Najpierw o Ise, potem o Ise Jingu, o matsuri i na koniec znowu historia czegoś. Same historie. Wszyscy byli zmęczeni po wczorajszym bankiecie. Pewnie dlatego, że oficjalnie skończył się po 20, ale "ktoś" zapytał sprytnie: co się stanie z tym alkoholem, którego nie wypili dostojnicy, burmistrz w papciach i profesorowie? Tak, tak, tym kimś byłam ja. I tym właśnie sposobem załatwiłam nam alkohol na resztę wieczoru, i pewnie dlatego nie do końca skupiałam się na dzisiejszych wykładach. Muszę się przyznać. Łeb mi pękał!

Poniżej zdjęcie małej czarnej i czerwonych papuci. Chyba powinnam zostać blogerką modową.


Tak właśnie wyglądają papucie dla gości. (My dostaliśmy parę na własność, bo jesteśmy domownikami). Popylał w nich sam burmistrz miasta Ise! I profesorowie Kogakkan Daigaku. Trzeba ja oprawić w jakąś ramkę czy cóś.


To ja przed  bramą uniwersytetu. Jeszcze jestem szczęśliwa i nieświadoma tego co mnie czeka. Wykłady, wykłady, wykłady. (byłabym świadoma, gdybym zajrzała do programu)

Tak wygląda bardzo stare wydanie Kojiki, czyli Księgi Dawnych Wydarzeń. Może jednak powiem coś pożytecznego w końcu. Kojiki spisano w 712 roku (w Polsce ludzie byli jeszcze gęśmi, bo swojego języka praktycznie nie mieli; a tu proszę Japończycy takie dzieło walnęli, po chińsku oczywiście). No i w Kojiki są różne mity, które mają być oficjalną historią Japonii, ale jak się je przeczyta to serio, nie może być to prawda. 


Po dwóch wykładach czas na obiad! Bardzo na niego czekałam, bo na śniadanie wypiłam mleko od krów z Hokkaido i zjadłam trochę jedzenia, które udało mi się wynieść z bankietu. Pan Takada mi pozwolił, żeby nie było. W sumie nie miał wyjścia, bo godzi się na wszystko, a potem przeprasza i dziękuje lub dziękuje i przeprasza. Nie no, sam nam zaproponował, żebyśmy wzięli jedzenie, a ja z grzeczności nie odmówiłam.

Tak pracują panie w stołówce. 


Tak wygląda ramen. Był smaczny, ale mógł być lepszy i większy.


Tak odpoczywałam na sztucznej trawie. Byłam bardzo szczęśliwa. Najedzona grubaska.
       

Kolacja była niesmaczna, a mój żołądek domagał się tłuszczu. Jeśli szukasz tłuszczu, idź do maka. Życie wtedy staje się lepsze. 

Może nie widać, ale byłam zachwycona tym jedzeniem. Nie spróbowałam żadnej tradycyjnej japońskiej makowej mak-bułki. Poszłam w klasykę: kotlet, bekon i sałata. Bałam się, że kotlet z krewetek nie będzie dobrym wyborem. Nie dziś. ALE JESZCZE TAM WRÓCĘ! Tak, to groźba.



Pozdrawiam serdecznie!
Rołzi



instagram: niewidzi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz