niedziela, 6 marca 2016



Weekend był męczący. Nogi mam jak z waty, ale było warto. Niestety w Kioto spędziliśmy tylko 5h i nie zobaczyliśmy najważniejszych rzeczy, jak chociażby kinkakuji, bo podążaliśmy drogą shinto. Na początku odwiedziliśmy świątynię Yasaka jinja. Oprowadzał nas taki sympatyczny mnich. W sumie nie wiem czy to mnich czy shinto ksiądz. Trudno znaleźć polski odpowiednik.
Japończycy to nie najpiękniejszy gatunek. Ale Ci dwaj mnisi, którzy nas odprowadzali w Kioto i Narze byli niczego sobie. Taka marnacja dobrych genów...


To miejsce, które jest taką świątynną tablicą sponsorów. Proszę jak ładnie można się pokazać. Tylko trzeba mieć dużo piniążków.


Co robią te panie? Szukają szczęścia hehe. Za 100 jenów można kupić tak zwane omikuji, czyli wróżbę. Na kawałku papieru będzie napisane, czy bedziesz mieć szczęście czy pecha. Jeśli pecha to trzeba przywiesić ten papierek na takim płotku i pech sobie pójdzie. 


To ja w Yasuka jinja. Mnich/ksiądz zaproponował nam wejście do głównego pawilonu. Do domu bóstwa Susanoo. Oczywiście nie mogliśmy wejść do "pokoju" kami sama, ale byliśmy tak blisko jak się da. Zaraz za ścianą. Zwykli śmiertelnicy tak nie mogą. Tylko mnisi itp. Miło że nas zaprosili, szczególnie, że Susanoo był super kami. Polecam o nim poczytać.


Kioto. Takie widoki tylko niedaleko Arashiyama. Pogoda wspaniała. Żyć, nie umierać.  


Kolejny punkt wycieczki świątynia Tenryuuji. W kompleksie piękne ogrody w tym las bambusowy. Jedna z tych rzeczy, ktore trzeba zobaczyć. Must see in Japan.


Tak sobie kwitnie. Drzewo. A u Was co?



No i wcześniej wspomniany las bambusowy. Dużo ludzi, bo weekend. Miło by było się tak przechadzać bez tych wszystkich skośnych.


No i przybywamy do Nary. Kolacja, nomihoudai, wieczorny spacer i karaoke. Bardzo udany wieczór. 


Tak sobie spaceruje. 


Niedziela. Rozpoczynamy od wizyty w chramie shintoistycznym Kasuga Taisha. Zbudowano go w VIII wieku i mieszkają tam 4 kami sama. Może nie wiecie, niewykształciuchy, ale Nara była pierwszą stolicą Japonii. Dlatego wszystko jest tam stare.


W Narze wszędzie są jelenie. Wszyscy je karmią i pod koniec dnia są tak grube, że odmawiają. Przynajmniej wiedzą kiedy przestać... nie to co niektórzy. Jelenie są jak święte krowy w tej Narze. Trzeba je przepuszczać przez ulice. Kilka jeleni i korek murowany. 

A poniżej kilka zdjęć z Kasuga Taisha.






Zostałam królową jeleni, na chwilę. Wszystko było dobrze, dopóki jeden malec nie przywalił mi w pupę z bańki, bo dostał mniej niż inni. No nic. Walczył o swoje. Szanuję to.


Tak sobie odpoczywam na ławeczce w wolnym czasie.


A potem jem superpysznego loda z kurogoma, czyli czarnego sezamu. Dobry, bo słodko słony. Te lody, to tylko w Narze. Polecam. Rozesłaniec 


Czas na Todaiji. To największa drewniana budowla na świecie. W ŚRODKU mieszka Wielki Budda. Wielki nie bez powodu. Posąg ma ponad 16 m wysokości. Robi wrażenie. True story.


Budda mówi cześć 


Czas na ostatni przystanek naszej wycieczki. Jedna z najstarszych świątyń buddyjskich wzniesiona na początku VII wieku - Horyuuji. Niestety główny pawilon był w trakcie restauracji. Czy jak to się mówi, wiec zdjęć nie zobaczycie. Ale jest coś takiego jak Google. 



Tym pięknym zdjęciem się z wami żegnam. Dzisiaj kolejny dzień i Ise.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz